Strona główna

środa, 12 listopada 2014

Bicie rekordów.

Wspominałam już o pokonywaniu własnych słabości o tym, że warto ciągle podnosić własną poprzeczkę wyżej i wyżej. Na pewno nie raz.  Nie mówię o tym, żeby od samego początku dążyć do perfekcji i do doskonałych rezultatów, bo wtedy ogarnęłaby nas ogromna nuda i nie mielibyśmy z tego żadnej przyjemności oraz satysfakcji. Troszeczkę trzeba się potrudzić, bo przecież nic łatwo nie przychodzi, nam ludziom. Tak było i ze mną, trochę się musiałam pomęczyć, żeby wreszcie złamać to nieszczęsne 50 minut na 10 kilometrów w ostatnią niedzielę. Nie było łatwo. 
Bieganie nauczyło mnie wielu rzeczy, ale jedna wychodzi mi perfekcyjnie. Co to jest? To pokonywanie własnych słabości, i dążenie do co raz lepszych rezultatów. Oczywiście dopadają mnie gorsze dni, kiedy to nie mam czasu wyjść na trening albo wmawiam sobie, że nie dam rady ale chyba każdy przechodzi takie kryzysy. Mnie właśnie dopadł taki podczas ostatniego biegu, ponieważ pierwszy raz w życiu pomyślałam, że nie przebiegnę tego dystansu. Wszystko za sprawą nieszczęsnych podbiegów, które za nic w świecie nie chciały mnie oraz reszty biegaczy opuścić. Nie od dzisiaj wiadomo, że nie jestem fanką podbiegów i rzadko kiedy je trenuję ( stan z niedzieli, dzisiaj podchodzę już do tego inaczej :)). Pomyślałam, że muszę zmienić nastawienie i jakoś dam radę, rekord pobiję następnym razem, ważne żeby przebiec i nie zawieść rodziców, czekających przez ten cały czas na linii mety. Po raz pierwszy, od kiedy startuję w dużych imprezach biegowych rzuciłam się w mojej mamy ramiona i rozpłakałam jak dziecko, a moja mama razem ze mną, ponieważ nie wiedziała co się dzieję, nie wiedziała, czy ma już krzyczeć po sanitariuszy, czy sama powinna udzielić mi pomocy. Jedyne co pamiętam to to, że powiedziałam:" Mamo udało mi się, taka trudna trasa, a ja po raz kolejny biję swój rekord. Przepraszam, że płaczę, ale takich emocji podczas biegania jeszcze nie miałam". Z tego wszystkiego zapomniałabym odebrać medalu, który wisi z pozostałymi na mojej ścianie. Wiecie co? Lubię na nie patrzeć. Przypominają mi o mojej sile, walce, przebiegniętych kilometrach, wyrzeczeniach i chowając dzisiaj do pudełka numer startowy z VII biegu niepodległościowego w Kielcach pomyślałam, że będzie ich tu w przyszłości dużo więcej. Jest jedna rzecz, która mnie smuci. To był mój ostatni bieg w tym sezonie. Przyszedł czas na krótką przerwę i przygotowania do sezonu wiosennego, przecież już w kwietniu maraton, pewnie po drodze wystartuję w  półmaratonie i wielu innych biegach. 
Zapomniałabym o najważniejszym. 
Dziękuję za wszystkie wiadomości, w których informujecie mnie, że zaczynacie swoją przygodę z bieganiem i że ja chociaż troszeczkę się do tego przyczyniłam. W ogóle dziękuję za wszystkie miłe wiadomości. Dziękuję, że jesteście z Tralcią! Sądzę, że bez Was nie byłoby takich wyników! 

Wynik biegu:
CZAS: 49:11
MIEJSCE W KLASYFIKACJI KOBIET: 13 na 135
MIEJSCE W KLASYFIKACJI OGÓLNEJ: 295 na 700 

M.


 

wtorek, 4 listopada 2014

Biegnę dalej.

Znalazłam chwilę czasu w ten zabiegany, ale jakże przepiękny wtorek! Jestem cała w skowronkach! I pomyśleć, że nigdy nie chciałam zaprzyjaźnić się z Jesienią, chociaż Ta na każdym kroku kusiła mnie swoimi barwami oraz porozrzucanymi liśćmi w parku. W końcu jej uległam. Już nie straszne jest mi chłodne powietrze, wręcz przeciwnie. Nie ma nic lepszego, po ciężkim dniu jak wybiegnięcie w miasto i pokonanie co najmniej 10 kilometrów. Dzisiaj planuję zrobić ich trochę więcej, pewnie koło 16, już teraz podczas pisania czuję, że moje nogi nie mogą się doczekać.
Przede mną kolejne starty. Już w najbliższą niedzielę, będę miała przyjemność wystartować w VII Biegu Niepodległościowym w Kielcach na dystansie 10 kilometrów. Mam nadzieję, że uzyskam czas poniżej 50 minut, po cichu liczę na to! Natomiast w nocy z 14 na 15 listopada wezmę udział w Wielkim Nocnym Biegu z okazji światowego dnia cukrzycy. Link do wydarzenia na Facebooku: (https://www.facebook.com/events/744320098990388/?fref=ts).  Bardzo spodobała mi się ta inicjatywa, tym bardziej, że po raz pierwszy będę miała okazję biegać o tak później porze w samym centrum Warszawy. Mam nadzieję, ze stołeczni biegacze dopiszą i zarwą jedną noc :) Zapewne jutro dojdzie mój pulsometr, więc będę miała przyjemność przetestować go na środowym treningu! Już nie mogę się doczekać. Nie wiem po kim odziedziczyłam miłość do gadżetów. Zastanawiające :)

Tak przy okazji chciałam Was namówić do tego, żebyście sami sobie robili prezenty. Jest to chyba najlepszy sposób na poprawę humoru. Dobry prezent to nie tylko zakup drogiej torebki, czy nowego telefonu. Wystarczy spotkanie z przyjaciółkami, które zawsze patrzą na mnie z politowaniem, kiedy zastanawiam się, czy kupić ciasto do herbaty, to także spacer w ulubione miejsce, czy uśmiech nieznajomej osoby w autobusie. Mój prezent na dziś? Wycieczka do warszawskiej herbaciarni, gdzie Pan był tak miły, że pozwolił mi powąchać wszystkie herbaty świata, a ja i tak na koniec dowiedziałam się, że wybrałam coś co nie jest herbatą, a naparem ziołowym (Rooibos). Nawet nie zorientowałam się, kiedy minęła godzina. Obiecałam, że tam wrócę i posłucham o historii herbaty, i wtedy pewnie nie skończy się na jednym pudełeczku.



Trzymajcie się!
M.

niedziela, 2 listopada 2014

Mój pierwszy biegowy gadżet.

Po krakowskim półmaratonie musiałam zrobić jeden dzień przerwy od biegania. Kolejne dni poświęciłam na spokojne wybieganie. 10 kilometrów we wtorkowy wieczór, czwartek 12 kilometrów. Natomiast swoją dzisiejszą uwagę TCS New York City Marathon. Obok wystartowania w bostońskim maratonie moim marzeniem jest właśnie to wydarzenie, ale wszystko przede mną. Jeżeli biegasz, to bardzo dobrze mnie rozumiesz, bo te biegowe marzenia traktuje na równi z tymi niebiegowymi.  Jednak dzisiejszy post nie będzie o tym, ponieważ jestem w trakcie wybierania pierwszego zegarka biegowego, a dokładnie pulsometru, który będzie mi pomagał w treningach.  Można powiedzieć, że w tym temacie jestem laikiem, ponieważ nigdy wcześniej nie zagłębiałam tak dokładnie w ich działanie. Endomondo chyba już mi nie wystarcza :)
Przeglądając gazetę Women's Health natknęłam się na reklamę firmy Garmin, a dokładnie na reklamę opaski vivofit, która monitoruje każdą Twoją aktywność, a że należę do osób kochających gadżety szybko sprawdziłam w internecie co ma w sobie to cudeńko o miętowym kolorze (obrazek w gazecie).
Widzicie, kobiety na początku patrzą na wygląd, a później dopiero zagłębiają się w parametry urządzenia, są też takie, które w ogóle tego nie robią. Faktycznie opaska przyciąga wyglądam i jak później sprawdziłam swoimi funkcjami. Od samego początku artykułu dowiedziałam się, że urządzenie ma za zadanie monitorować naszą aktywność i wyznaczać nasz spersonalizowany dzienny cel. Dodatkowo wyświetla kalorie, dystans i posiada jedną bardzo ciekawą funkcję, ma oko na nasz sen. Mam wrażenie, że opaska uczy nas zdrowego trybu życia, przypomina co godzinę o ruchu, pokazuje, jakie postępy robimy. Jeżeli się nie ruszamy na ekranie pojawia się czerwony pasek, który podczas przedłużającego się lenistwa staje się coraz większy. Urządzenie może działać cały rok bez baterii, jeżeli kładziemy się spać przełączaszamy na tryb spania, a opaska vivofit będzie monitorowała odpoczynek oraz liczbę godzin spokojnego snu. Oczywiście nie musicie się martwić, kiedy idąc pod prysznic zapomnicie o zdjęciu opaski, ponieważ jest ona wodoszczelna. Cena około 470 złotych (bez pomiaru tętna) 580 złotych ( z pomiarem).


Nie postrzegam siebie jako zaawansowanego biegacza, więc zaczęłam szukać dalej, czegoś tańszego i tak znalazłam pulsometr Sigma Sport PC 22.13 Lady. Pierwsze, wizualne wrażenie bardzo dobre. Kolor, jak najbardziej kobiecy, ponieważ różowy. Zaczęłam czytać dalej. Oczywiście wcześniej sprawdziłam opinie innych użytkowników. Dowiedziałam się, że jak dla początkujących jest w sam raz. Pulsometr umożliwia ustawienie jednej strefy treningu: fat burning, fitness zone oraz własna. Transmisja STS zapewnia (podobno) bezbłędny odczyt tętna pracy serca, co jest dla mnie bardzo ważne. Podczas treningu pulsometr pokazuje aktualne tętno oraz ilości spalonych kalorii.
Funkcje:
-możliwość ustawienie jednej strefy treningowej
-sygnał: cyfrowy STS
- funkcja pulsu z precyzją EKG
-licznik spalonych kalorii
-wodoodporny
-podświetlana tarcza
W zestawie oprócz urządzenia znajduję się opaska na klatkę piersiową oraz opaska elastyczna. Koszt 199 złotych. Status zamówiony, pulsometr znajduję się w koszyczku, już się cieszę, jak dziecko. Spodziewany test w tym tygodniu. Zobaczymy, jak się sprawdzi.


Do kwietnia i do Orlen Warsaw Maraton dużo czasu lecz zimna niebawem, a biegać po dworze trzeba :)
 Już się zakochałam w mojej opasce oraz rękawiczkach! 

Wasza M.