Strona główna

niedziela, 17 lipca 2016

Biegam, bo...


Zaczynając swoją przygodę z bieganiem, a minęło już od tego momentu 3 lata, miałam wzloty i upadki. Czasem motywacja przychodziła do mnie nieproszona, z czego bardzo się cieszyłam, a czasem ulatniała się, jak powietrze z balonika. Ja nigdy nie chciałam biegać, naprawdę. Od kiedy pamiętam, ten sport wywoływał u mnie niechęć. Pierwszy przystanek, podstawówka. W podstawówce rozwinęła się moja miłość do sportów drużynowych, nie byłam typem samotnika. Lubiłam grę zespołową, i do te pory dobrze wspominam moje lata w MKS Kraśnik. Dlatego wyobraźcie sobie moją minę, kiedy słyszałam z ust nauczyciela: Dzisiaj biegamy na 60 m. Za szkołą był specjalny odcinek, na którym można było sprawdzić swoje możliwości i dowiedzieć się, czy jest się tym szczęśliwcem, który wystartuje  w najbliższych zawodach szkolnych. Nie pamiętam już jak i dlaczego, ale trafiłam do tego grona. Może głównym powodem było uczestnictwo we wszystkich zawodach i dzielnie reprezentowanie mojej szkoły ( głównie w sportach drużynowych). A co było w tym wszystkim najgorsze? Dystans z 60 m, zwiększył się do 300 m. Zgodziłam się, wystartowałam.  Możecie domyśleć się jaki był rezultat. Od tamtej pory, „zraziłam” się do biegania. W gimnazjum nie było tego problemu, trafiłam do klasy sportowej o profilu siatkarskim. Bieganie? Tylko po boisku. Na tym się kończyło. Koszmar wrócił do mnie w liceum. Uwierzcie, robiłam wszystko żeby nie biegać. Nie powiem, szczęśliwie omijałam zajęcia z biegów przełajowych. Kolejnym przystankiem były i nadal są studia. Chyba w tym okresie miałam najwięcej wzlotów i upadków. Zmieniłam swoje życie o 180 stopni. Mieszkając w Warszawie, patrzyłam jak coraz więcej ludzi truchtając, mija mnie z uśmiechem na twarzy. W tamtym momencie pomyślałam, żeby spróbować. Szybko mi minęło. Tylko, że ten stan trwał bardzo krótko. Jeszcze szybciej stwierdziłam, że raz się żyje. Nigdy nie zapomnę mojego pierwszego biegu. Pierwsze 200 m super, niestety dalej trzy przerwy i niedokończony kilometr. Pierwsza myśl- to nie dla mnie (błąd!). Taką samą techniką dobiegłam 3 kilometry i na drogę powrotną wypożyczyłam rower. Naprawdę, nie chciałam tego kontynuować. Ludzie niech biegają, ja nie muszę, znajdę coś innego- mówiłam. Wtedy chyba wszystko we mnie się pozmieniało. Nie odpuściłam. Zawzięłam się. Zaczęłam wychodzić codziennie. Pewnie zastanawiacie się, co mnie motywowało. Wtedy była to, jak ja to nazywam „niezdrowa” motywacja. Chcesz pokazać wszystkim na ile Cię stać, udowodnić coś. Teraz wiem, że była to głupota. Dlaczego? Bo najwięcej udowodniłam sobie. Uświadomiłam sobie, że jednak wiele rzeczy potrafię przezwyciężyć, że słabości nie powinny hamować mnie w działaniu. Kiedy biegam w samotności, gdzie jedynym moim obserwatorem są drzewa krzyczę, motywuję się. Najlepszy sposób na podbiegi :). Ale jest jeden powód, który jest sposobem na wszystko. Ludzie. Ludzie motywują mnie do walki. Wierzą we mnie, kiedy ja przestaje. Rodzina bez której rozwój mojej pasji nie byłby możliwy. Chłopak bez którego nie wróciłabym tutaj, który na każdych zawodach, czy to deszcz, czy słońce czeka z tym samym uśmiechem, który mówi mi, że było dobrze. Osoby, które czytają MarcieTralcię. Motywacją jest dla mnie ściana medali, dyplomów, w które włożyłam wiele siły. To wszystko daje mi energię do działania. Priorytety się zmieniają A co może być Twoją motywacją? Rozejrzyj się, pewnie na danie szafy masz schowaną koszulkę sportową może czas ją przewietrzyć? Ktoś Ci powiedział, że źle wyglądasz, a Ty dopiero zaczęłaś swoją przygodę ze sportem? Za kilka miesięcy role się odwrócą. Wszystko przychodzi z czasem. Bieganie wróciło do mnie, ja wróciłam do biegania. Nienawiść zamieniła się w miłość. 

Działaj!

M.

8 komentarzy:

  1. Super, że się przekonałaś :) Ja jakoś do dziś nie mogę, zdecydowanie bardziej wolę na siłowni ćwiczyć lub sporty zespołowe. Może mam traumę po tym, jak mnie męczono za szkolnych czasów na zawodach w zdobywaniu kolejnych medali ;) Wytrwałości! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zachęciłaś mnie do działania! 2 tygodnie temu ćwiczyłam jak szalona, teraz nie wiem dlaczego, przestałam. Muszę znowu wziąć się w garść :D Dzięki

    OdpowiedzUsuń
  3. Cieszę się, że mogłam Was zmotywować! Wszystko siedzi w naszych głowach :) Wysyłam mocne uściski :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Lubie czytać takie posty bo mnie bardzo motywują ;) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja bieganie kochałam od zawsze, była klasa sportowa, zawody, medale, a później wypadek i operacja kolana... i po bieganiu. Zazdroszczę, że Ty wciąż możesz się tym cieszyć. Fajnie, że się przekonałaś i się w tym realizujesz :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Wolę nordic walking, ale grunt to się ruszać. :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Najważniejsze, to znaleźć coś, co sprawia nam radość, wtedy łatwiej w tym wytrwać.
    Powodzenia! :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja powiem szczerze, że do dziś nie lubię biegać i chyba nikt ani nic mnie do tego nie przekona ;D Ale za to uwielbiam fitness, pilates i trening siłowy <3 :))

    OdpowiedzUsuń