Strona główna

poniedziałek, 12 maja 2014

Mój rodzinny dom.

Każdy z nas ma, bądź szuka swojego miejsca na Ziemi. Zawsze byłam przekonana, że mogę dostosować się do życia w każdym zakątku świata, gdzie na każdym kroku "coś" lub "ktoś" będzie mnie zaskakiwać.  Ta myśl była również ze mną, kiedy przenosiłam się do Warszawy. Nowe miasto, nowi ludzie, wszystko pachniało nowością, niczym książka, którą otwierasz po raz pierwszy. Stare życie zostawiasz tam, gdzie spędziłeś swoje osiemnaście lat życia i zaczynasz następny etap. Początkowo wszystko jest ekscytujące, nieprzewidywalne, pełne wrażeń, jednak najważniejsza staje się WOLNOŚĆ, tak właśnie ona. Wreszcie opuszczasz rodzinne gniazdko, najbliższych znajomych. Zaczynasz od zera, stajesz się samodzielny, bo tego wymaga sytuacja. Wracając do domu nie słyszysz, zrób to, zrób tamto, posprzątaj w pokoju, umyj naczynia. Wychodzisz i wracasz kiedy chcesz. Musisz jedynie pamiętać o tym, by Twój telefon był cały czas dostępny i co najważniejsze nigdy go nie wyciszaj, bo czekają Cię długie i bolesne wyjaśnienia. Jednak z czasem( mówię o mnie) zaczynasz tęsknić za tym, co tak naprawdę wydawało się dla Ciebie męczące i nieznośne. Kiedy po przekroczeniu progu, Twoim jedynym  marzeniem jest zjedzenie ciepłego obiadu zrobionego przez mamę. Piszę o tym chyba tylko dlatego, że już dawno nie byłam na Hucie, że tak dawno nie widziałam rodziców i brata. Codzienne rozmowy to oczywiście nie to samo. Kiedy pytają mnie, o powrót odpowiadam, że nie wiem. W Warszawie cały czas coś mnie trzyma. Kiedy pytają, czy za nimi tęsknie, odpowiadam ciszą. Od pewnego czasu nie potrafię rozmawiać o uczuciach. Wiem, że robię im ogromną przykrość, bo w głębi duszy chciałabym wykrzyczeć do słuchawki: TAK BARDZO! Próbuje być twarda i całkiem dobrze mi to wychodzi, lecz czasem dopadają mnie chwile słabości. 
Właśnie w takich momentach, jak ten. 
Tak bardzo chciałabym usiąść z filiżanką kawy w naszym ogrodzie, który z roku na rok jest coraz piękniejszy, dzięki ciężkiej pracy moich rodziców. Tak bardzo chciałabym  usiąść na kanapie z moim bratem i spędzić z nim trochę czasu, nawet milcząc. I na koniec tak bardzo chciałabym się nie rozpłakać, kiedy ich w końcu zobaczę. 


Gdzie poniesie mnie życie? Odpowiem krótko, nie wiem. Na Hutę raczej nie powrócę. To miejsce będzie tylko moim przystankiem, gdzie będę mogła zawsze odpocząć, nabrać sił. Schronieniem, gdzie będę mogła się wyciszyć, a co najważniejsze będzie moim domem, do którego zawsze będę mogła wrócić.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz