Strona główna

piątek, 30 maja 2014

Simple things.

Tak się cieszę, że nareszcie jestem w domu. To cudowne uczucie, kiedy budzisz się rano, za oknem nie słyszysz dyszących autobusów, tylko głośny śpiew ptaków.  Zaczynasz dzień od filiżanki kawy, tym razem nie rozkoszujesz się jej smakiem w samotności. Widzisz uśmiech, twarz, i te oczy. Duże, brązowe, jednym słowem piękne. Słyszysz, ten radosny, a zarazem donośny głos, który pyta się, czy nie zapomniałam, jak wygodne jest moje łóżko. Odpowiadam, że warszawskie lepsze, spoglądam na nią i dostrzegam lekki uśmiech. Wszystko po dłuższym czasie smakuje lepiej, niczym wino, które dojrzewa w domowej piwnicy.
Nie przez przypadek, przekraczając tablicę z napisem Annopol powitała mnie piosenka Louis'a Armstronga "What a wonderful world". Przyjeżdżając tutaj, dostaję się do cudownego świata, gdzie odnajduję spokój, harmonię. Nie muszę maskować niedoskonałości podkładem, wydłużać rzęs tuszem, dobierać stroju i zastanawiać się, czy będzie pasował do butów, doprowadzać do porządku mojej burzy włosów.  Wkładam na siebie najwygodniejsze dresy, starą, wyciągniętą koszulkę. Jest naturalnie, czyli tak, jak powinno być. Wpuszczam do pokoju świeże, pachnące deszczem powietrze. Nie przeszkadzają mi dziecięce krzyki, wręcz przeciwnie, bawią mnie.Nie znam ich, ale ich uśmiech udziela mi się.  Przypominają o beztrosce, braku problemów, swobodzie. Może dlatego mam tak ogromny sentyment do tego miejsca.

https://www.youtube.com/watch?v=H904RPD7H1w






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz