Strona główna

czwartek, 11 sierpnia 2016

W biegu czy na wybiegu? Uroda na treningu.

Zaczynając swoją przygodę z bieganiem nie zwracałam uwagi na to jak wyglądam. Na ścieżkę wybierałam się wieczorami. O jakie to było dla mnie wybawienie. Wkładałam na siebie to co najwygodniejsze i w drogę! Na trasach spotykałam różne kobiety. Niektóre wyglądały tak samo jak ja, czarne legginsy, czarna bluzka, totalna nuda. Na twarzy jedynie lekki podkład. Inne wyróżniały się tym, że ciężko można było odwrócić od nich wzrok. Wyglądały tak, jakby dopiero skończyły sesję zdjęciową najnowszej kampanii dla dużej marki sportowej. A ja? Jakby to ująć. Wyglądałam tak, jakby ktoś właśnie wrzucił mnie do basenu. Pamiętam, jak w październiku 2014 roku podczas Cracovia Półmaraton zauważyłam Fiolkę z lifeontherun.pl. Jak ona wyglądała?! Obłędnie! Piękny strój, piękny makijaż, aż zamarzyłam o takim wyglądzie! I wtedy zaczęłam zastanawiać się, po co tak naprawdę my kobiety nosimy makijaż podczas treningu? I czy jest on nam niezbędny? 
Chciałabym się podzielić z Wami moim doświadczeniem z biegowym makijażem. Muszę zaznaczyć, że należę do osób, których cera nigdy nie należała do najlepszych. Nie czuję się dobrze bez makijażu, nawet wtedy, kiedy mam iść biegać. Nie lubię z niego rezygnować skoro czuję się w nim lepiej, zresztą ja po prostu lubię się malować! Jeżeli Ty też lubisz to śmiało ale pamiętaj, że i tutaj istnieją pewne zasady. 

wtorek, 9 sierpnia 2016

Zobaczysz i Ty się w końcu ruszysz!

Pewnie dobrze wiesz, jakie to uczucie coś zaczynać. Coś nowego, nieznanego. Wiesz i doskonale znasz jego etapy. Na początku towarzyszy Ci strach przed tym w jakim kierunku się to potoczy. Potem pojawiają się pytania. Czy mi się uda? Co sobie pomyślą znajomi? Czy warto?Jeszcze szybciej starasz się szukać na nie odpowiedzi. Nie ma sensu, bo niby co ma się zmienić? Z dnia na dzień nie stanę się drugą Anną Lewandowską, a u mojego boku nie pojawi się miłość mojego życia, o sylwetce Roberta? Nie zmienię stylu życia, bo nie warto. Niby to nie jest to co chciałam osiągnąć będąc na ścisłej diecie ale od samego początku wiedziałam, że i tak nic z tego nie będzie. Nie zacznę biegać, bo co pomyślą sąsiedzi? Już całkiem jej się w głowie poprzewracało. Łatwiej jest sobie to wszystko wmawiać, niż powiedzieć sobie głośno: SPRÓBUJĘ!

sobota, 6 sierpnia 2016

Planuję, a Ty?

Chociaż nie wiem co wydarzy się za tydzień, miesiąc, rok to staram się powoli przygotowywać do jesieni. Nie jest to tylko planowanie aktywności fizycznej, bo ona jest moim ukochanym dodatkiem do życia. Pasją, z którą żyję na co dzień. Jestem w swoim żywiole, kiedy siadam do komputera i zaczynam wyszukiwać kolejne biegi, biorę do ręki kalendarz i wpisuję. Nie zawsze moje ZAPISANIE oznacza wystartowanie. Zdarza się, że czasem nie czuję się na siłach, żeby stanąć na starcie, ale notuję. Wiele osób o tym nie wie, ale od kiedy skończyłam jedne studia, a rozpoczęłam drugie notuję wszystko. Od listy zakupów, po wypisaniu materiału jaki mam przyswoić na następny tydzień.  Nie stosowałam się do tego od zawsze, bo uważałam, że wszystko zapiszę sobie na twardym dysku w mojej głowie. Planowania nauczył mnie mój tata. Pomimo tego, że pamięć jeszcze go nie zawodzi, to wszystko zapisuję w kalendarzu. Czasem zaglądam do nich, żeby podpatrzeć. Wszystko ładnie zapisane i po każdym dniu, każda rzecz jest odhaczona. Postanowiłam spróbować, od kiedy powiedział, żebym na swoim twardym dysku zapisała dzwonienie do niego codziennie, a nie co dwa dni :). Tak na marginesie to ja lubię planować. Naukę, pracę, czas wolny, podróże te dalekie i te bliskie, zakup książki, świeżych kwiatów do domu. 

wtorek, 19 lipca 2016

City Trail On Tour Lublin

Wczoraj miałam przyjemność brać udział w biegu City Trail Lublin na dystansie 5 kilometrów.  Impreza biegowa City Trail On Tour to cykl biegów, odbywająca się w różnych miastach w Polsce. Nazwa imprezy sportowej nie jest przypadkowa. Organizatorzy chcą pokazać, że w każdym mieście istnieją ścieżki biegowe i że bieganie nie musi odbywać się tylko na twardych powierzchniach, tak jak jest to najczęściej w półmaratonach, czy maratonach. Osoby stojące za organizacją biegu City Trail On Tour chcą promować przełajowe biegi właśnie na dystansie 5 kilometrów. Dodatkowym atutem są biegi dla najmłodszych, które oprócz wspierania własnych rodziców mogą same sprawdzić swoje możliwości a przy tym dobrze się bawić. Oczywiście do udziału w biegu potrzebna jest zgoda rodzica. Bardzo się cieszę, że co raz częściej pojawiają się takie inicjatywy, które promują zdrowy styl życia wśród rodzin. Sama, kiedyś chciałabym śmigać z wózkiem biegowym i „zarażać” dzieci aktywnością fizyczną. 

niedziela, 17 lipca 2016

Biegam, bo...


Zaczynając swoją przygodę z bieganiem, a minęło już od tego momentu 3 lata, miałam wzloty i upadki. Czasem motywacja przychodziła do mnie nieproszona, z czego bardzo się cieszyłam, a czasem ulatniała się, jak powietrze z balonika. Ja nigdy nie chciałam biegać, naprawdę. Od kiedy pamiętam, ten sport wywoływał u mnie niechęć. Pierwszy przystanek, podstawówka. W podstawówce rozwinęła się moja miłość do sportów drużynowych, nie byłam typem samotnika. Lubiłam grę zespołową, i do te pory dobrze wspominam moje lata w MKS Kraśnik. Dlatego wyobraźcie sobie moją minę, kiedy słyszałam z ust nauczyciela: Dzisiaj biegamy na 60 m. Za szkołą był specjalny odcinek, na którym można było sprawdzić swoje możliwości i dowiedzieć się, czy jest się tym szczęśliwcem, który wystartuje  w najbliższych zawodach szkolnych. Nie pamiętam już jak i dlaczego, ale trafiłam do tego grona. Może głównym powodem było uczestnictwo we wszystkich zawodach i dzielnie reprezentowanie mojej szkoły ( głównie w sportach drużynowych). A co było w tym wszystkim najgorsze? Dystans z 60 m, zwiększył się do 300 m. Zgodziłam się, wystartowałam.  Możecie domyśleć się jaki był rezultat. Od tamtej pory, „zraziłam” się do biegania. W gimnazjum nie było tego problemu, trafiłam do klasy sportowej o profilu siatkarskim. Bieganie? Tylko po boisku. Na tym się kończyło. Koszmar wrócił do mnie w liceum. Uwierzcie, robiłam wszystko żeby nie biegać. Nie powiem, szczęśliwie omijałam zajęcia z biegów przełajowych. Kolejnym przystankiem były i nadal są studia. Chyba w tym okresie miałam najwięcej wzlotów i upadków. Zmieniłam swoje życie o 180 stopni. Mieszkając w Warszawie, patrzyłam jak coraz więcej ludzi truchtając, mija mnie z uśmiechem na twarzy. W tamtym momencie pomyślałam, żeby spróbować. Szybko mi minęło. Tylko, że ten stan trwał bardzo krótko. Jeszcze szybciej stwierdziłam, że raz się żyje. Nigdy nie zapomnę mojego pierwszego biegu. Pierwsze 200 m super, niestety dalej trzy przerwy i niedokończony kilometr. Pierwsza myśl- to nie dla mnie (błąd!). Taką samą techniką dobiegłam 3 kilometry i na drogę powrotną wypożyczyłam rower. Naprawdę, nie chciałam tego kontynuować. Ludzie niech biegają, ja nie muszę, znajdę coś innego- mówiłam. Wtedy chyba wszystko we mnie się pozmieniało. Nie odpuściłam. Zawzięłam się. Zaczęłam wychodzić codziennie. Pewnie zastanawiacie się, co mnie motywowało. Wtedy była to, jak ja to nazywam „niezdrowa” motywacja. Chcesz pokazać wszystkim na ile Cię stać, udowodnić coś. Teraz wiem, że była to głupota. Dlaczego? Bo najwięcej udowodniłam sobie. Uświadomiłam sobie, że jednak wiele rzeczy potrafię przezwyciężyć, że słabości nie powinny hamować mnie w działaniu. Kiedy biegam w samotności, gdzie jedynym moim obserwatorem są drzewa krzyczę, motywuję się. Najlepszy sposób na podbiegi :). Ale jest jeden powód, który jest sposobem na wszystko. Ludzie. Ludzie motywują mnie do walki. Wierzą we mnie, kiedy ja przestaje. Rodzina bez której rozwój mojej pasji nie byłby możliwy. Chłopak bez którego nie wróciłabym tutaj, który na każdych zawodach, czy to deszcz, czy słońce czeka z tym samym uśmiechem, który mówi mi, że było dobrze. Osoby, które czytają MarcieTralcię. Motywacją jest dla mnie ściana medali, dyplomów, w które włożyłam wiele siły. To wszystko daje mi energię do działania. Priorytety się zmieniają A co może być Twoją motywacją? Rozejrzyj się, pewnie na danie szafy masz schowaną koszulkę sportową może czas ją przewietrzyć? Ktoś Ci powiedział, że źle wyglądasz, a Ty dopiero zaczęłaś swoją przygodę ze sportem? Za kilka miesięcy role się odwrócą. Wszystko przychodzi z czasem. Bieganie wróciło do mnie, ja wróciłam do biegania. Nienawiść zamieniła się w miłość. 

Działaj!

M.

piątek, 15 lipca 2016

Kontuzje chodzą po ludziach

Nadszedł ten dzień, kiedy muszę na poważnie usiąść i oddać moje kolano w dobre ręce. Trafiliście na osobę, która jeżeli boli biegnie dalej, bo ambicja nie pozwala odpuścić, ale nie oszukujmy się człowiek nie jest maszyną na baterię. Czasem łapię się na tym, że wymagam od siebie więcej niż mój organizm może dać. Już kiedyś wspominałam, że przebiegnięcie 5 km było dla mnie zdecydowanie za mało, mówiłam sobie: tyle biegają początkujący, mnie stać na dużo więcej. Oprócz tego ile było wymówek, bo zawody niedługo, bo przytyję. Było tak do momentu, kiedy odbywając kolejny trening poczułam ból, którego nie da się opisać. Zapaliła się czerwona lampka, która dała mi do zrozumienia, że po pierwsze nie jestem maszyną, po drugie, nie wystarczająco dbam o kolano, i po trzecie, że lecząc się sama nic nie osiągnę. Rodzice zawsze powtarzali, zdrowie jest najważniejsze, jeżeli nie szanujesz swojego organizmu, on nie będzie szanował ciebie. Kolejny raz mieli rację. Wiecie co, mam takie szczęście, że na swojej drodze spotykam ludzi, którzy mają pasję i chętnie się nią dzielą. Robią to, co lubią, potrafią rozmawiać o wszystkim, dodają Ci sił, kiedy Ty masz wrażenie, że jedyne co ci pozostało to spacery w pobliskim parku. Ja właśnie trafiłam na takiego człowieka, który wykonuje swoją pracę z pasją Taką osobą jest Michał, mój „osobisty” fizjoterapeuta (AMT REHAB Michał Trębacz). Po ostatnim biegu w Stalowej Woli zapaliła się czerwona lampka i już wieczorem byłam umówiona na pierwsze spotkanie. Nie musiałam się nigdzie wybierać, ponieważ Michał przyjeżdża do domu z całym, profesjonalnym sprzętem. To jest wielki plus. Pierwsze słowo, jakie od niego usłyszałam: Przetrenowane? Nie mogłam się z tym nie zgodzić. Zaczęliśmy od krótkiego masażu, później prądy. Wiedziałam, że czeka nas kilka intensywnych spotkań. Kolejnym razem przyjechał z diagnozą i nie było tak przyjemnie. Okazało się, że mam zespół pasma biodrowo-piszczelowego, który jest zmorą wielu biegaczy. Ból pojawia się w okolicach tzw. nadkłykcia bocznego kości udowej (po bocznej stronie kolana) i postępują wraz z próbą każdorazowego podjęcia aktywności fizycznej.
Ta właśnie mniej przyjemna część, to masaże w tych okolicach, oj bolało. Michał jest osobą, która leczy również uśmiechem, dodaje otuchy. Kiedy usłyszałam, że od tej pory mogę pokonywać dystans do 5 km trochę się podłamałam. Po całym zabiegu zdałam sobie sprawę, że nie mam powodu, żeby to robić. Nie dostałam zakazu biegania, nie powiedział, że jest beznadziejnie. Nie namawiał mnie do przerwy. Dostałam ćwiczenia, które Michał wcześniej przygotowuje, pokazuje jak je wykonywać. Pasję należy pielęgnować, powiedział. Uśmiechnęłam się i odpowiedziałam mu, że po to go ściągnęłam. Trudno z nami się nie zgodzić. 
Przypominam Wam, że kontuzja nie wyklucza nas z rezygnacji o własne marzenia. Jedynie daje do myślenia, że jesteśmy tylko ludźmi. Osoby, które regularnie uprawiają sport, nieważne czy są to amatorzy, czy profesjonaliści powinni o siebie dbać. Michał trochę zmienił moje postrzeganie. Chwała mu za to, bo pewnie dalej męczyłabym się z bólem. Jeżeli mieszkacie w moich okolicach ( ja wyjątkowo przez te 3 miesiące), okolicach Kraśnika, zapraszam Was do korzystania z usług AMT REHAB Michał Trębacz. Michał dojedzie do Was, zrobi dla Waszego organizmu wszystko, co najlepsze. 

Dbajcie o siebie!


Wasza, M.

piątek, 23 października 2015

Powroty do lata.

Zdarzyło się. Po raz kolejny wracam po miesięcznej przerwie. Po raz kolejny powinnam przeprosić tych wszystkich, którzy dopytywali się o nowy post, którzy wchodzą tutaj i czytają moje zapiski. 
Wiecie co? Mam ostatnio tak, że gdyby nie mój osobisty kalendarz to pewnie nie zrobiłabym połowy rzeczy, które zaplanowałam. Tylko, że wśród tych WSZYSTKICH RZECZY nie udało mi się wcisnąć do niego adnotacji: MARTA- NOTKA NA BLOGA. I tak zwlekałam, tydzień za tygodniem mijał i w końcu znalazłam czas, gdzie nie wracam do domu o godzinie 21:00 mogę z ogromnym spokojem otworzyć komputer, przejrzeć zdjęcia, wypić późną kawę i postawić pierwszą literę na białej kartce internetowego papieru. Zastanawiacie się pewnie, co tak zżera mój czas. Odpowiedź jest prosta. Większość osób, tutaj mam na myśli studentów łączy naukę z pracą i nie mówię już o dodatkowych zajęciach, bo pewnie i takie macie, inaczej człowiek by zwariował. Jedni wybierają siłownię, inni spotkanie z przyjaciółmi, wyjście do klubu, kino z chłopakiem/ dziewczyną. Należy o to dbać i pielęgnować. Ja wpadłam w ten schemat. Łączę naukę, pracę, którą jest ściśle związana z moim kierunkiem studiów. Uczyniłam taki mały krok w kierunku swoich marzeń. Może wydawać się to śmieszne, ale osoby, które życzyły mi w moje 22 urodziny na przyszłości wytrwałości na sali sądowej tak bardzo się nie pomyliły. I hope so! Tak się rozpędziłam, że odbiegłam od głównego tematu. Zaczynamy, zabieram Was do Chorwacji!